Opisał Andrzej Zamecznik

Z WARSZAWY NA WIEŚ

O wyprowadzeniu się z Warszawy myśleliśmy od dawna. Choć lokalizacja nie była taka zła. Mimo okolicy dużego ruchliwego skrzyżowania, nie było tak głośno, bo zarówno na wschód i zachód niska zabudowa, znacznie niższa od naszego bloku. No i jeszcze po drugiej stronie ulicy spore glinianki z zarośniętymi brzegami i krzewami dookoła. A dalej niska zabudowa domów jednorodzinnych czy szeregowców z ogródkami. Wieczorem, od wiosny do jesieni z krzewów i drzew wokół tych stawów i z przydomowych ogrodów dobiegał różnorodny świergot ptaków.

Wydawało się, że wartość zarówno przyrodnicza jak i korzyści dla wszystkich mieszkających w okolicy zapobiegną ingerencji w ten mikroświat. Cóż, złudzenie. Okazało się, że unikalna wartość tego „mikroświata” ma również dużą wartość dla branży budowlanej. Bo to okazja do zbudowania miniosiedla ze stawem wewnątrz. Stawem, bo druga gliniankę postanowiono zasypać, a pozostałą oczywiście „ucywilizować”. Bez zarośli i krzewów, za to z chodnikami i oświetleniem wokół.

To był chyba ostatni bodziec. Znaleźliśmy działkę na skraju lasu w gminie Puszcza Mariańska i zbudowaliśmy tam dom. Ze sporym ogrodem. Co prawda działka był prawie zupełnie łysa, ale, na szczęście jak się okazało, nie została wykarczowana, a tylko „wygolona” z drzew. Właściwie to były tylko 2 malutkie drzewka i nawet lokalizacje domu na działce tak dopasowaliśmy, żeby nie uszkodzić ich w trakcie budowy.

fot. Mateusz Matysiak

Nie doceniliśmy lokalnych drzew pionierskich, właściwie głównie brzóz i sosen, które szybko pokazały swoje możliwości regeneracyjne z pozostawionych korzeni. Tak więc łyso to było 14 lat temu. Teraz mamy na części „mini-zagajnik” z przewagą brzóz.

Nie doceniliśmy również sójek, które w międzyczasie obsadziły nasz teren dębami. I na tej, bardziej „dzikiej” części ogrodu rośnie również sporo roślinności lokalnej, z jakiegoś nieznanego mi powodu określanej potocznie jako chwasty. (Chwasty, czyli co?) Bo jeśli zabraliśmy dla siebie część terenu lokalnej przyrodzie, to postanowiliśmy podzielić się z nią swoim terenem. Ta w zamian daje nam możliwość różnorodnych obserwacji przyrodniczych.

W lecie więcej je słychać niż widać, bo znikają w gęstwinie liści, ale wiosną i w zimie mamy darmowe przedstawienie, głównie w okolicy karmników. Co ciekawe, „najodważniejsze” a może najmądrzejsze okazują się dzięcioły, bo po pewnym czasie i ocenie sytuacji, przestały uciekać, kiedy ktoś kreci się na działce, byle w rozsądnej odległości.