Ogród przy domu w sosnach nie jest wypielęgnowanym miejskim ogródkiem, nic tu nie rośnie pod linijkę. Jego właścicielka, czyli ja jest zwolenniczką swobody- czyli przyrody “tu wetknę kawałek forsycji lub aronii, tu kawałek kijka dla ozdoby, z szyszek usypię domek dla małych gryzoni i owadów”. Dwie stare opony przerobiłam na kartoflisko. Cieszę się ze wszystkiego co urośnie. Uwielbiam sosny i inne drzewa za ich urodziwą nieprzewidywalność. Każdy konar i rozkład gałązek jest inny, tylko natura artystka potrafi tak wymyślić… Rosną też leszczyny, nieliczne drzewka owocowe i trawa której nie koszę. Słabo rośnie niestety ale mam zapędy na łąkę ;). Cieszę się, że po posesji buszują drozdy, mazurki, rudziki, sójki i gołębie grzywacze. Po ziemi uganiają się kosy, przewracając igliwie i trawę. Często też pełzacze ślizgają się po sosnach szukając pożywienia. W czereśniach uwijają się zapylacze. Pani Kosowa cały dzień straszy stara kotkę Krystynę z pozycji miłorzębu. Czasem mam ochotę wrzasnąć “zamknij dziób” bo drze się gorzej niż ja. Pan Kos patrząc zezem pije wodę z pojnika nieopodal moich stóp. Zna mnie to moje ptasie stadko więc prawie nic nie robi sobie z mojej obecności. Przy porannej kawie para gołębi Grzywaczy tuli się i kopuluje na przeciwko mojego witrynowego okna w jadalni, siedząc na gałęzi starej sosny. Odkryłam, że mają nowe gniazdo po drugiej stronie domu. Stare gniazdo zostało zniszczone podczas burzy, jednak nie zniechęciło to mojej parki do znalezienia nowego mieszkanka na mojej posesji. A w bluszczu odkryłam malutkie gniazdko, które czeka na nowych mieszkańców- nie wiem jakich. Jestem ogrodniczką niechlujkiem, nigdy nie wiem co mi urośnie. Ucieszyłam się, że moim dwóm czeremchom udało się zakotwiczyć od ubiegłej wiosny. Dlatego czekam z utęsknieniem na nowe sadzonki bo mam nadzieję, że zasilą ogród swoją obecnością i zwabią nowe ptaki.